Archiwum Polityki

Giełda jest okrągła, a bramki są dwie

Futbol to opium dla ludu. Na stadionie Legii oglądałem kiedyś mecze piłki nożnej politycy kontra TVN. Pierwszy mecz wygrali politycy, a to za sprawą prawdziwego piłkarza, posła Romana Koseckiego, który czyhał „na desancie” pod bramką TVN i strzelał gole tak często, że nawet bracia K. byliby zadowoleni. Rok później drużyna TVN wzięła surowy rewanż. Politycy PiS nie bojkotowali jeszcze wtedy TVN, śmiesznie grali Kalisz i Lepper, uganiał się Schetyna, chociaż nie miał komu podawać, bo Tusk nie grał.

Lubię ten stadion, gdyż mam związane z nim wspomnienia. Najstarsze to występ drużyny Dynamo Tbilisi w 1951 r., powitanej – delikatnie pisząc – chłodno przez publiczność. „Zabezpieczenie polityczne imprezy” nie było najlepsze. Goście wystąpili w przydługich białych spodenkach do kolan, z granatowym pasem, zwanych od tamtego czasu „dynamówami”. Śmiechu było co nie miara. Znany później dziennikarz sportowy Bogdan Tuszyński śmiał się za głośno i wkrótce – m.in. pod zarzutem szeptanki – trafił do więzienia.

Z tamtych też czasów pochodzi anegdota o kibicu, który dostał butelką rzuconą z tyłu przez kogoś, kto nie dorzucił na boisko do piłkarza Dynamo, w którego mierzył. Kiedy poszkodowany kibic wstał i zaczął szukać winnego, sąsiedzi jęli go uspokajać: „Siadaj pan, on chciał dobrze!”.

Teraz dobrze chce inny kibic – Donald Tusk – wszczynając wojnę z PZPN. Dalibóg nie rozumiem, dlaczego trener Tusk wybrał dla Drzewieckiego akurat taki wariant taktyczny. O tym, że polska piłka nożna jest skorumpowana i żałosna, wiadomo od dawna. W tej sprawie trwa ogromne śledztwo, było już 160 aresztowań, kilkadziesiąt osób siedzi.

Polityka 41.2008 (2675) z dnia 11.10.2008; Passent; s. 128
Reklama