Archiwum Polityki

Za co wam płacą?

Generał Józef Kuropieska lubił wspominać, jak tuż przed wojną, w końcu sierpnia 1939, popijał wódkę w kasynie oficerskim w Bielsku-Białej. Przypadkowo usłyszał rozmowę dwóch podwładnych o tym, że wojna z Niemcami jest już nieunikniona, ale też, wobec przewagi militarnej przeciwnika, z góry przegrana. „Krew mi uderzyła do głowy – opowiadał Kuropieska. Zerwałem się z miejsca i najpierw jednemu, a potem drugiemu... w mordę! A potem ryknąłem (w to mu doprawdy można uwierzyć, bo kiedy generał uderzał w wyższe tony, słychać go było na kilometr): – Może jest k... przegrana, ale wam sukinkoty płacą za to, żeby wierzyć w zwycięstwo!”.

Bardzo mi się podobała ta anegdota i chociaż nie wiem, czy w szkołach wojskowych uczą właśnie tej bezwzględnej wiary, cieszyłbym się, gdyby tak właśnie było. Oczywiście, rozumiem, że w kraju, który od ponad trzystu lat, z jedynym wyjątkiem 1920 r. (jeszcze powstańcom styczniowym udało się zrabować pod Żyrzynem rosyjską kasę), bierze systematycznie cięgi, udzielanie takiej lekcji może nie być łatwe. Ale w końcu morał z opowieści Józefa Kuropieski nie zawęża się bynajmniej do kwestii czynów orężnych. Problem narodowy polega na tym, że Polacy zgoła w znacznej mierze odwykli od robienia tego, za co im płacą, a co zawiera w sobie również próbowanie przynajmniej zwieńczenia przedsięwzięcia sukcesem.

Najjaskrawszym przykładem są tu nasi politycy. Poseł na Sejm dostaje godziwą pensję plus jeszcze godziwszy dodatek na utrzymanie biura poselskiego, kolejny na ekspertyzy, które wykonują dla niego najczęściej krewni i znajomi królika. Dochodzą do tego rozliczne przywileje związane z przejazdami, kosztami reprezentacyjnymi, pożyczkami z sejmowego budżetu, popijaniem i jedzeniem za półdarmo w sejmowych lokalach, delegacjami krajowymi i daleko atrakcyjniejszymi zagranicznymi, hotelem na Wiejskiej etc.

Polityka 51.2008 (2685) z dnia 20.12.2008; Stomma; s. 168
Reklama