Przez ostatnie 27 lat tytuł prymasa Polski należał do kard. Józefa Glempa. Na życzenie papieża Benedykta XVI będzie się on nim szczycił do 80 roku życia. Odda go więc w grudniu 2009 r. Więcej: zgodnie z sięgającą XV w. tradycją godność ta zostanie na powrót przypisana biskupowi stojącemu na czele archidiecezji gnieźnieńskiej. Bo jedynie taktyka Watykanu wobec komunistycznej władzy sprawiła, że w 1946 r. funkcję prymasa czasowo (pro hac vice) powiązano z osobą metropolity warszawskiego.
Dziś metropolitą gnieźnieńskim jest abp Henryk Muszyński. To on powinien więc zostać kolejnym prymasem Polski. Ale pytany, czy ma szansę uzyskać ten zaszczytny tytuł, odpowiedź zaczyna zwykle od zastrzeżenia: Najpierw muszę dożyć.
Znawcy kościelnych kuluarów dodają jeszcze inne warunki. Abp Muszyński stanowisko ordynariusza diecezji już piastuje przecież dłużej, niż przewiduje to prawo kanoniczne. Gdy pół roku temu skończył 75 lat, zwyczajowo złożył rezygnację na ręce papieża. Benedykt XVI miał poprosić go jednak o kontynuowanie posługi co najmniej przez dwa lata, wedle formuły nunc pro tunc, czyli do czasu znalezienia następcy. Może więc się okazać, że Muszyński odejdzie na emeryturę w marcu 2010 r. – po zaledwie 3 miesiącach prymasowania. Byłoby to trochę niepoważne.
– Wiele zależy od wewnętrznej sytuacji w Episkopacie. I od tego, czy pojawią się inni kandydaci na prymasa. Oczywiście zawsze mogą też wypłynąć różne dokumenty – tak jak w przypadku abp. Wielgusa. Tak czy tak, ostateczna decyzja należy do papieża – mówi Janusz Poniewierski z miesięcznika „Znak”.
Honorowy i kluczowy
W zasadzie tytuł prymasa jest dziś honorowy. W 1994 r. oddzielono go od funkcji przewodniczącego Konferencji Episkopatu, który kieruje pracą biskupów.