Archiwum Polityki

Erotyczny jazz Diany

Diana Krall, Quiet Nights, Verve

To pierwsza z tegorocznych spektakularnych jazzowych premier. I już wiosną można śmiało mówić o płycie-kandydatce do wszelkich swingujących laurów. „Quiet Nights” kanadyjskiej wokalistki Diany Krall to jazzowy majstersztyk. Artystka, w oprawie wybornej sekcji rytmicznej i orkiestry symfonicznej (tu w roli aranżera sam Claus Ogerman, wieloletni współpracownik Jobima, Sinatry i Getza), śpiewa 10 zmysłowych ballad w sposób, który przyprawia nas o ciarki. Nic dziwnego, skoro sama Krall zdradza: „To nie są skromne i nieśmiałe piosenki. To raczej coś, co szepcze się do ucha kochankowi, leżąc obok niego w łóżku. Ta płyta jest zmysłowa, namiętna i erotyczna”. Bingo! Bardziej wyszeptana niż wykreowana pełnym głosem, wręcz intymna, stonowana i piękna staje się czymś, co przywraca wiarę w jazzową prostotę, piękno nastrojowych ballad, w których nuty donikąd się nie śpieszą, a każda fraza zdaje się mówić: słuchajcie, jaki piękny jest jazz! Dotąd, gdy pytano mnie, którą płytę jazzową można polecić komuś, kto chce rozpocząć romans z jazzem, odpowiadałem bez zastanowienia: „Here’s To Life” Shirley Horn. Dzisiaj wiem, że mam już dwie takie płyty. Album „Quiet Nights” z tytułowym tematem Antonio Carlosa Jobima to coś, co można dedykować każdemu jako jazzową inicjację.

Piotr Iwicki

Polityka 13.2009 (2698) z dnia 28.03.2009; Kultura; s. 59
Reklama