Archiwum Polityki

Pół biliona na reanimację

Uczestnicy szczytu G20 chcą wierzyć, że uratowali cały świat, ale wymiernie pomogli tak naprawdę jednej instytucji: Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu. Dyrektor zarządzający Francuz Dominique Strauss-Kahn przywiózł z Londynu obietnicę potrojenia budżetu MFW z 250 do 750 mld dol. Od ręki dostępna będzie tylko połowa z półbilionowej podwyżki: po 100 mld wyłożą Japonia, USA i Unia, 40 mld dadzą Chiny, 10 mld wpłaci Kanada.

Dlaczego przywódcy światowych potęg gospodarczych zdecydowali się pomóc akurat MFW? Bo wsparcie dla tej instytucji budziło najmniej kontrowersji, a jego brak oznaczałby całkowitą porażkę londyńskiego szczytu. Fundusz gra pierwszoplanową rolę w walce z kryzysem finansowym – udziela pożyczek rządom, które nie są w stanie pokryć swoich zobowiązań lub którym skończyły się rezerwy na obronę nurkujących walut.

W ciągu minionego roku MFW uratował już przed bankructwem Islandię, Łotwę, Węgry i Pakistan, rozdając w ten sposób większość środków zgromadzonych przez tłuste lata mijającej dekady. Globalny kryzys finansowy pozwolił funduszowi odzyskać wiarygodność utraconą pod koniec lat 90., ale pokazał też, że MFW nie jest przygotowany na seryjne upadłości państw ani na ratowanie większych gospodarek.

Rządy zawsze traktowały jego pomoc jako upokarzającą ostateczność. Fundusz zdobył szczególnie złą sławę po kryzysie azjatyckim pod koniec lat 90., uzależniając swoje pożyczki od przyjęcia przez tamtejsze rządy neoliberalnych, często ryzykownych recept gospodarczych.

Polityka 15.2009 (2700) z dnia 11.04.2009; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 10
Reklama