Archiwum Polityki

Chochoły

W Elblągu w pogotowiu opiekuńczym 16-latek katuje 14-latka. Młodszy leży i tylko się zasłania. Starszy kopie go w twarz i w głowę. Wszystko to oglądam w telewizji nagrane telefonem komórkowym. Nikt nie pomaga miażdżonemu. Tortury nie przerywa żadna interwencja. Potem jest rozmowa z dyrekcją pogotowia, z wychowawcą, psychologiem, policjantami, wiceprezydentem miasta.

Wynika z niej, że nikt nic nie może. Robimy wszystko, by do takich sytuacji nie dopuszczać – słyszymy na okrągło. Zupełna bezsilność wobec młodego bandyty, który – jak się okazuje – katował też kolegów w innych placówkach opiekuńczych. Musimy wykonywać polecenia sądu... Miejmy nadzieję... Będziemy się starać... Może ten sadysta do nas już nie trafi... itp. Ale przecież wszyscy oni wiedzą, że trafi gdzie indziej. I tak zostajemy z tą beznadzieją my – świadkowie okrucieństwa – które pachnie zbrodnią. Nic nie mogą policjanci, opiekunowie, prezydent, anioł stróż też nie. Czekamy, aż 16-latek kogoś zabije, i wtedy otworzy się jakaś furtka do interwencji.

Takie przypadki zdarzają się u nas wszędzie. W pogotowiu, domach opieki, rodzinach zastępczych, pomocy społecznej, w komisariatach policji, w parafiach i diabli wiedzą gdzie jeszcze. Niemoc i przepisy prawa to wszystko jakoś sankcjonują. Maltretujący żonę chory alkoholik jest wypuszczany z aresztu, bo podpisał, że się będzie leczył. Idzie do domu, zabija żonę na oczach dzieci i po raz tysięczny padają pytania, dlaczego policja nie uprzedziła zagrożonej, dlaczego nikt nie pomyślał...

Teraz z innej beczki, ale wcale nie mniej śmierdzącej. W 2005 r. historyk Andrzej Przewoźnik jako kontrkandydat Kurtyki na stanowisko prezesa IPN odpadł, bo krakowski oddział IPN znalazł papiery, że Przewoźnik był agentem SB.

Polityka 15.2009 (2700) z dnia 11.04.2009; Tym; s. 124
Reklama