Archiwum Polityki

Cudów nie ma

W aureoli sukcesów paraduje cały nasz kraj. Zacznijmy od sportu. Polscy piłkarze rozgromili mieszkańców San Marino przebranych za piłkarzy na murawie w Kielcach. Podobno byli wśród nich fryzjerzy, hydraulicy, księgowi – przedstawiciele różnych zawodów. Ale żaden z nich nie dorównał naszemu Fryzjerowi. Był to tzw. mecz ostatniej szansy. Ostatnia szansa to polska specjalność (vide rozmaite powstania, na ogół przegrane, tak jak niedawne powstanie przeciwko Irlandii Północnej, zakończone słynnym samobójem). Rachunek prawdopodobieństwa po polsku wygląda tak: „Jeśli Chorwacja przegra z Patagonią, a Francja wygra z Ekwadorem różnicą pięciu bramek, to nam do awansu wystarczy remis z Włochami i dwubramkowe zwycięstwo nad Brazylią”.

Przed meczem piłkarze udali się do Fryzjera, który poradził, żeby gości namydlić, a on ich ogoli na zero. „Polityce” jako pierwszej udało się ustalić, że mecz był ustawiony. Goście zgodzili się wpuścić dziesięć bramek z obawy przed rewizytą polskich kibiców. – Nasz kraj jest mały, cała ludność zmieściłaby się na trybunach tego stadionu, nie stać nas na gniew patriotycznie nastawionych kibiców polskich. Nie jesteśmy członkiem NATO, wolimy grać z kibicami mniej krewkimi, lepiej nam też leży Słowenia, która gra krótką piłką. Długa piłka nie mieści się w granicach naszego kraju – powiedział selekcjoner mieszkańców San Marino, którzy zmieścili się na krótkiej ławce stadionu w Kielcach.

Ja sam nie chciałem oglądać pogromu gości z San Marino i wybrałem inną formę męczeństwa – koncert muzyki Haydna w Filharmonii, w tym „Symfonię Żałobną”. Wszystko było lepsze od oglądania, jak polskie orły odzyskują honor na plecach San Marino.

Polityka 15.2009 (2700) z dnia 11.04.2009; Passent; s. 128
Reklama