Archiwum Polityki

Kamień z serca

To, co red. Pietkiewicz napisała o Andrzeju Samsonie (POLITYKA 13), przywraca wiarę w ludzi, że są jednak tacy, którzy nie poddają się publicznej presji i potrafią bez emocji ocenić sytuację i nie skazywać nikogo na publiczną śmierć tylko dlatego, że to bardzo efektowne i podnosi poczytność prasy. To najwyższy kunszt sztuki dziennikarskiej. Gratuluję.

Anna Winczorek

 

Bardzo ceniłam pana Samsona i uważałam za wyśmienitego fachowca. Dzwoniłam nawet do jego obrońcy, podsuwając mu świadka. Niestety, nie podjął mojego pomysłu. Otóż około 25 lat temu zadzwoniłam do p. Samsona, którego nie znałam, ale wielokrotnie słyszałam o jego działaniach. Poprosiłam go o przyjęcie 5-letniej dziewczynki, córki mojej przyjaciółki. Przyjaciółka przechodziła ciężki rozwód, a Anika zaczęła się onanizować. Robiła to w domu i w przedszkolu przy dzieciach i wychowawczyniach. Rzecz działa się w Sztokholmie. Przedszkolanki wezwały matkę i doradziły psychoterapeutę.

Umówiłam je z p. Samsonem i przyleciały ze Szwecji. W mieszkaniu Samsona odbyła się jedna sesja. Poprosił Anikę, żeby pokazała, jak to robi. Po pewnym czasie spytał, czy jest jej przyjemnie. Nie zaprzeczyła. I bardzo dobrze. Wszyscy to robią dla swojej przyjemności. Dorośli też. Tylko widzisz – powiedział – ludzie robią to w samotności. Nie przy innych. I poradził jej, by onanizowała się, kiedy nikt nie widzi.

Sesja była krótka i skuteczna. Problem publicznego onanizowania się przestał istnieć. Czy dzisiaj matka pobiegłaby na policję, że Samson kazał się onanizować małej dziewczynce? Dzisiaj Anika ma 30 lat i udane życie. Taki był pan Samson. Był skuteczny. Po latach poznaliśmy się.

Polityka 15.2009 (2700) z dnia 11.04.2009; Do i od redakcji; s. 131
Reklama