Stormrise, platforma: Xbox 360; gatunek: RTS
Stormrise
to jest katastrofa. Ale za to jaka – prawie piękna! Panowie producenci z Creative Assembly chcieli odmienić oblicze gatunku strategii czasu rzeczywistego. Po pierwsze – dołożyli trzeci wymiar. Wyszło wspaniale. Wielopoziomowy świat przecinających się wojennych ścieżek ma w sobie coś nieodparcie realnego. Po drugie – na rzeczywistość przedstawioną patrzymy sponad głów walczących, historia bliższa jest więc rutynie żołnierskiego znoju niż dylematom wyfiokowanych generałów. Po trzecie – każde smagnięcie dżojstika posyła nasze, niczym Saurona, ślepie z jednego końca przestrzeni rozgrywki na drugi. Jest w tym pomyśle jakiś rozmach, jest dynamika. Grając, jednocześnie montujemy wielowątkową transmisję z własnych poczynań. I za te trzy pomysły – szacunek. Oraz baty za wykonanie. Przełączanie między oddziałami przypomina chwytanie kijanek w gliniance. Rezolutność wojaków żenuje. Fabułę pozbawiono finezji i suspensu. Animacja jest kanciasta. Mapa bezużyteczna.
Noszący znamiona wielkości „Stormrise” staje się więc źródłem dysonansu poznawczego: 10 punktów za zamysł, 2 za grywalność. W sumie 3.