Archiwum Polityki

Na tropie czerwonego kura

Ogień nie lubi podpowiadać. Badanie przyczyn pożarów to zajęcie dla ludzi umiejących czytać między zgliszczami.

O faktycznych przyczynach pożaru w Kamieniu Pomorskim na razie cisza. Trzeba poprzestać na hipotezie o zaprószeniu ognia. Jak długo potrwa śledztwo, nikt nie wie, zwłaszcza że biegłym patrzą na ręce również politycy. A wielkie pożary zawsze skrywają tajemnicę.

12 tys. m kw. spalenizny. Zawalony dach. W halach przy ulicy Mogileńskiej w Poznaniu ogień miał ucztę. W środku palety lakierów, dezodorantów, klejów, butle z gazem służących za paliwo do wózków widłowych, plastiki, kartony. Same delikatesy dla płomieni. Starszy kapitan Tomasz Wiśniewski, strażak na etacie w poznańskiej Komendzie Wojewódzkiej, a po godzinach spec od ustalania przyczyn pożarów, już wiedział, jak spędzi urlop. – Na sześć tygodni przeprowadziłem się na Mogileńską. Spędzałem tam po kilkanaście godzin dziennie dyktując protokoły i instruując pracowników firmy rozbiórkowej, w jaki sposób mają działać, by szybko i bez szkody dla postępowania dotrzeć do obszaru, gdzie powstał pożar – mówi. W wykrojeniu 30 m kw. z powierzchni czterysta razy większej pomogła czujka przeciwpożarowa. Pierwsza się uaktywniła, plany pokazały, w którym miejscu ją zamocowano, więc gdy wreszcie Wiśniewski po sześciu tygodniach dotarł tam, gdzie chciał, zebranie dowodów było właściwie formalnością. – Wtedy zaczęła się zabawa w archeologa. Łopata, szczotka, próbki do słoików. To nasz cały arsenał – tłumaczy. Ale o tym, co znalazł i napisał w raporcie dla prokuratora, nie chce pisnąć ani słowa, bo sprawa jest w toku.

Czytanie z żarówki

Akurat na Mogileńskiej, mimo spustoszenia, sprawa była niezbyt trudna, bo bez pudła udało się zlokalizować miejsce powstania ognia. Kiedy czujniki albo kamery na nic się zdają, trzeba polegać na zeznaniach świadków, a z tym bywa różnie.

Polityka 18.2009 (2703) z dnia 02.05.2009; Ludzie i obyczaje; s. 124
Reklama