Ostatni raz był widziany publicznie 20 lat temu; 19 maja 1989 r. odwiedził strajkujących studentów na pekińskim placu Tiananmen, namawiając ich, aby rozeszli się do domu, bo inaczej zostanie przeciwko nim użyta siła. Był wtedy w Chinach – formalnie – osobą nr 1, sekretarzem generalnym KPCh. Następne 16 lat, aż do cichej śmierci zapomnianego dygnitarza w 2005 r., spędził w areszcie domowym. Odsunięty od władzy przez Deng Xiaopinga i wąską grupę skupioną wokół niego, zaocznie, bez decyzji Politbiura, tuż po masakrze na Tiananmen, która kosztowała życie 2–3 tys. osób. Nazywa ją w swoich dziennikach „strasznym szokiem dla całego świata”. „Więzień Państwa, sekretne dzienniki Zhao Ziyanga”, dyktowane w ukryciu i przemycone za granicę, ukazują się dopiero teraz, w dwudziestą rocznicę tamtych dramatycznych wydarzeń. A i tak wydawnictwo Simon and Schuster trzymało całą sprawę w tajemnicy (póki nie doszło do przecieku w Hongkongu). Ziyang miał wiele czasu i gorzkich doświadczeń, aby przemyśleć wszystko od nowa. Pointa: partia będzie musiała zrezygnować z monopolu władzy, a z czasem Chiny „będą potrzebowały” demokracji parlamentarnej. Widać jeszcze ten czas nie nadszedł.