Archiwum Polityki

Donoszą z Dewotii

Rozsypał się po świecie nasz tułaczy naród. Spotkać można Polaków wszędzie. Od Kamczatki po Patagonię. Nic dziwnego, że odnajdujemy ich również w Republice Południowej Nostalgii (klimat specyficznie umiarkowany, podstawowe bogactwa naturalne: złoto, mirra, zioła aromatyczne, gaz rosyjski, drożdże i cukier).

Największa liczba naszych rodaków, około pięciuset, osiadła w stolicy Dewotii, znaczna część w pobliskiej prowincji bigotryjskiej. Językiem urzędowym jest w Republice nostalgijski, bardzo skomplikowany dla Polaków, wyrastający bowiem z obcej nam rodziny laicyjskiej, co jest wynikiem zawojowania Nostalgii w III w. p.n.e. przez wojownicze plemię Ateów. Trudności językowe spowodowały, że po roku 1945, kiedy dotarły tu niedobitki armii Andersa, Berlinga, Maczka i dywizjonu 303, rodakom udało się obsadzić tylko parę krzeseł w miejscowej Akademii Nauk, objąć jedynie dwa ministerstwa i założyć ledwie trzy czy cztery nie do końca skomputeryzowane licea. Groziło im więc (szczególnie we wschodniej Bigotrii) bolesne wynarodowienie, tym dotkliwsze, iż łączyłoby się z upadkiem wiary przodków i pamięci o rzezi Pragi w 1794 r.

Nie należy jednak nigdy załamywać rąk i popadać w zwątpienie. Oto w 1985 r. zdezelowaną, przeciekającą łódeczką przypłynął do Nostalgii brat mniejszy Ksenofont Z. W chłodzie i głodzie wybudował pod murami Dewotii skromną, maleńką kapliczkę. Tutaj też głosić zaczął kazania w języku ojców naszych. Jakież to było święto dla prawie już znostalgizowanych Polaków. Przybiegło ich całe kworum od ministrów do bagażowych. Szlochając niemal słuchali słów kapłana. Od tej chwili wszystkie polsko-nostalgijskie dzieci uczyły się pilnie, na pamięć, katechizmu, wierszy księdza Baki i Marii Konopnickiej.

Polityka 22.2009 (2707) z dnia 30.05.2009; Stomma; s. 104
Reklama