Po ogródkach działkowych, gdzie emeryci pielą grządki, chodzą z towarem pogorzelcy. Odstąpią tanio plazmowy telewizor. Nówka z Caritasu – to z jego pomocą odtwarzają swoje spalone majątki ofiary pożaru, który wybuchł w noc wielkanocną, z niedzieli na lany poniedziałek.
Wędrują po okolicznych kurortach, oferując mikrofale i konserwy pakowane w zgrzewkach. Gdy A., który niedawno zjechał z Anglii, chciał wziąć wózeczek z magazynu, został zapytany, czy ma dziecko. Uznał pytanie za nietaktowne, przecież jest po-go-rzel-cem. Dziecka nie ma, ale jeśli pozna kobietę, może je mieć.
W magazynach z darami urządza się też B. Najpierw on skoczył z okna, potem jego konkubina wyrzuciła 8-miesięcznego synka. 3-letniego Dawidka z zespołem Downa już nie dało rady wyrzucić, gdyż płonął w łóżeczku. Do szpitala, gdzie trafił ten ocalony synek, B. z konkubiną jeszcze nie zdążyli dojechać z powodu rozpaczy.
C.
dziękuje, że Bóg dał mu drugie życie. Teraz szczerze musi powiedzieć, że jak popił, to miał zwyczaj zalewać wodą korpusy i rosół gotować. Kiedyś sąsiedzi wyrywali C. z głębokiego snu dopiero, gdy garnek się palił. Tamtej nocy obudziły go pękające szyby; akurat otworzył oczy, jak drabinę strażacką w oknie zobaczył.
D.
wraz z żoną na własne życzenie wyszli ze szpitala, gdyż nie uleżeliby, trzeba życie na nowo organizować. Mieszkali u kumpla nielegalnie i też Bogu drugie życie zawdzięczają, bo było tak: córce, którą mieli na święta, zachciało się siku (nie mieszka z D. na stałe, gdyż opieka uważa, że rodzice piją). Więc obudziła ojca, a on zobaczył, że jęzor ognia wchodzi przez drzwi. Dostawszy pieniężne zadośćuczynienie za traumatyczne przeżycia małżeństwo D.