Archiwum Polityki

Powietrze i świeżość

Szedłem przez Suwałki, aż tu nagle… No nie! Czy to możliwe? Główną suwalską ulicą Tadeusza Kościuszki biegła młoda kobieta w nocnej koszuli. Uciekała. A gonił ją mężczyzna w czarnym mundurze, ze swastyką chyba, i krzyczał po niemiecku: „Stój, stój. Zabraniam ci uciekać!”, i jeszcze inne słowa krzyczał nienaganną niemczyzną, której oczywiście nie rozumiałem. Trzymał w ręku rewolwer i wymachiwał nim do uciekającej, która dumnie odkrzykiwała: „Zabij mnie, zabij. Tylko to potrafisz! Daj mi spokój, Helmut. Prędzej skonam niż za ciebie wyjdę”. A że dobiegła właśnie do mostka nad Hańczą, więc hyc przez balustradkę do wody skoczyła i utonęła.

Stałem bezradny, a wszystko przecież widziałem oczyma duszy mojej i nagle zrozumiałem, że to teoretycznie nawet nie jest możliwe, by w mieście pełnym Polaków jakiś Niemiec mógł zagrozić Polce ślubem na siłę. Niechby tylko spróbował. Dostałby takie bańki od przypadkowych przechodniów, że nawet w szpitalu naszym suwalskim z trudem by go odratowali. A to nasz jedyny szpital i najlepszy w mieście. Ponieważ tak by było, więc tak też się stało. Leży zatem Helmut na bruku ulicy Kościuszki i ledwo zipie, a my nad nim stoimy, śpiewamy mu „Rotę” Marii Konopnickiej, która w tym domu właśnie, pod którym Helmut leży, się urodziła. Już jesteśmy przy słowach „Nie damy, by nas zniemczył wróg, tak nam dopomóż Bóg!”, gdy nagle widzimy, że nad nami Pan Bóg w jasnym oknie obłoków się pojawia i mówi: Jasne, że wam pomogę, bo przecież w głębi duszy jestem Polakiem i katolikiem. I to wam powiem suwałczanie kochani, że ja tych Niemców nawet lubię, bo taki zresztą mam obowiązek. Ale żeby Francuzi nas, Polaków, do Normandii nie zaprosili, no to już naprawdę.

Polityka 23.2009 (2708) z dnia 06.06.2009; Tym; s. 99
Reklama