Archiwum Polityki

Carewicz Kola

Kwestia schedy po Aleksandrze Łukaszence nie jest tak pilna ani gardłowa jak ta dotycząca schorowanego Kim Dzong Ila, dyktatora Korei Północnej. Ale nie da się ukryć, że cała Białoruś żyje sprawą 5-letniego Koli. Po raz pierwszy pojawił się u boku prezydenta przed rokiem, podczas ogólnokrajowego sobotniego czynu społecznego, który na Białorusi jest dużym wydarzeniem. Później odwiedzali razem ofiary Czarnobyla (to tam w gospodarskiej pogwarce Aleksander wyjawił mimochodem, że Kola to jego najmłodszy i że kiedyś będzie prezydentem), przyjmowali defiladę wojskową (Kola w stosownym mundurze), wrzucali głos do urny w wyborach, przyjmowali prezydenta Armenii, byli na audiencji u Benedykta XVI, a ostatnio wybrali się do Moskwy do Władimira Putina (ten syn „to prawdziwy dar niebios”, cytuje Putina dumny tata Aleksander w wywiadzie dla „Komsomolskiej Prawdy”).

Drobny kłopot, zwłaszcza na konserwatywnej Białorusi: Kola jest nieślubny. Po wygranych wyborach w 1994 r. Łukaszenko nie sprowadził do stolicy żony Galiny. Pozostała w maleńkich Ryjkowiczach, otoczona szczelnym murem, i nie pokazuje się publicznie. Dwaj synowie, których ma z prezydentem, Wiktor (doradca do spraw bezpieczeństwa narodowego) i Dima (prezes prezydenckiego klubu) też nie pojawiają się na świeczniku. Wieść gminna niesie, że mamą Koli jest Irina Abielskaja, przez lata osobista lekarka prezydenta, usunięta z tej funkcji w 2007 r. Rezolutny pięciolatek jeszcze ma trochę czasu na prezydencką edukację, ale przy tylu zajęciach praktycznych nie powinien mieć z nią kłopotu.

Polityka 24.2009 (2709) z dnia 13.06.2009; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 11
Reklama