Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Co lubi myszka

Pierwsze zdanie, jakie pamiętam, pisałem w zeszycie w trzy linie. Kiedyś były takie zeszyty dla pierwszych klas, by uczeń się wprawiał w wyraźnym pisaniu. Trzy linie. Dwie dolne wyznaczały wysokość małych liter, a trzecia linia nad nimi wysokość dużych. „Myszka lubi słoninkę i serek” – to zdanie podyktowała mi moja mama, a ja je później dla wprawy przepisywałem w zeszycie kilkanaście razy. Miałem pięć lat. Za oknem maszerowały trójkami oddziały Wehrmachtu i śpiew „Ajli ajlo” wciskał się nam przez okna do mieszkań. Codziennie były łapanki, ginęli ludzie rozstrzeliwani na ulicach, a mój zeszyt w trzy linie zapełniał się nowymi zdaniami pisanymi coraz równiejszym pismem. Mama czasem zaglądała mi przez ramię i mówiła, co powinienem poprawić. Pisanie zdań, maksym najróżniejszych, a czasem jakiejś krótkiej wiadomości, aforyzmu albo wymyślanie kilku słów palindromu – ot, na przykład ostatni „a żądza zdąża” – weszło mi w nawyk. Nawyk we mnie siedzi wygodnie i dnia sobie nie wyobrażam, bym po pióro i notatnik nie sięgnął. Lubię w nim mieć zdania, które – czasami nawet nie wiem dlaczego – mi się podobają.

Właśnie z okazji 4 czerwca „Gazeta Wyborcza” zamieściła reportaż Moniki Redzisz o 20 latach wolności. Pan Sławomir Hein krótko opowiada o sobie. Chciał być kiedyś znanym perkusistą, ale nim nie został. Dziś ma 35 lat i trochę żalu do siebie, że zaprzepaścił pasje, które miał w młodości. Obiecuje sobie, że kupi aparat i pójdzie fotografować żurawie. O Polsce mówi tak: W PRL trzeba było mieć w życiu szczęście. Teraz, jak człowiek jest zdeterminowany, to musi mieć pecha, żeby nie osiągnąć celu.

Polityka 24.2009 (2709) z dnia 13.06.2009; Tym; s. 107
Reklama