W rosyjskim Jekaterinburgu spotkali się przywódcy Brazylii, Rosji, Indii i Chin, krajów, których pierwsze litery nazw tworzą skrót BRIC. Sam termin znany był od 2001 r., kiedy główny ekonomista banku Goldman Sachs utworzył taką grupę na papierze, by analizować rynki krajów rozwijających się. Istotnie, kraje BRIC, a zwłaszcza Chiny, coraz więcej ważą w gospodarce światowej, a gospodarz spotkania, prezydent Rosji, powiedział nawet, że stanowią „epicentrum światowej polityki”. Jednak chociaż razem mają ponad 40 proc. ludności globu, to dostarczają tylko 15 proc. światowego produktu. BRIC będzie się starał o silniejszy głos i szerszą reprezentację w organizacjach międzynarodowych. Zwłaszcza w Chinach i Brazylii nie brakowało komentarzy o budowaniu mostów (po angielsku: brick – cegła) i pozycji BRIC w stosunku do krajów rozwiniętych. Brazylia będzie gościć kolejny szczyt BRIC w 2010 r., ale do przekształcenia w prawdziwą organizację – daleka droga, bo różnice między krajami są ogromne. Chiny – z rezerwami przekraczającymi 2 tys. mld dol. – osiągnęły w pierwszym kwartale br. wzrost 7 proc., zaś Rosja zanotowała spadek o prawie 10 proc. Rosja i Chiny rywalizują o wpływy w Azji Środkowej; Chiny i Indie z trudem łagodzą napięcia na granicy, rywalizują o wpływy w basenie Oceanu Indyjskiego, a razem z Brazylią – w Afryce.