Było jak w filmie: prezydenta Hondurasu obudziły strzały, zamaskowani żołnierze wyciągnęli go z łóżka, odstawili furgonetką na lotnisko i wyekspediowali w piżamie do Kostaryki. Kilka godzin później parlament w stolicy kraju Tegucigalpie powołał tymczasowego prezydenta, a mieszkańcy, zamiast protestować przeciwko wojskowemu zamachowi stanu, ustawili się w kolejkach pod sklepami.
Prezydent Manuel Zelaja próbował powtórzyć wyczyn swojego wenezuelskiego przyjaciela Hugo Chaveza – obalono go na godzinę przed rozpoczęciem referendum nad zniesieniem limitu kadencji prezydenckich.
Polityka
27.2009
(2712) z dnia 04.07.2009;
Flesz. Ludzie i wydarzenia;
s. 11