Archiwum Polityki

Przeminęły z wiatrem

Wiatraki zmiotła z ziemi elektryfikacja i władza ludowa. Dziś, gdyby miały wrócić, to by ratować energetykę jako elektrownie wiatrowe.

Jeszcze ćwierć wieku temu, na wzgórku za Nomikami, stał wiatrak Franciszka Galewskiego. Na św. Marcina w 1974 r. Antoni Galewski, ojciec Franciszka, notował: „z rana pochmurno, małe przejaśnienia, a w godzinach od 11-ej więcej słońca, bez chmur. Wiatr był południowo-zachodni”. Pisał tak co roku, póki nie umarł. Obserwacje na św. Marcina (11 listopada) pozwalały mu przepowiadać, jaka zima czeka wieś za Sokółką.

Bo to właśnie młynarze znali się na pogodzie najlepiej z całej wsi. Dziś, kto chce, pogodę w telewizorze obejrzy, uwierzy albo i nie, ale w czasach, kiedy nad Nomikami górowały skrzydła wiatraka, to jego właściciel oferował najbardziej wiarygodną prognozę. Od pogody, a wiatru w szczególności, zależał ruch w interesie. Biegli w meteorologii, ciesielce i mechanice młynarze najlepiej też ze wszystkich wiedzieli, co w trawie piszczy dzięki klienteli, która we młynie wymieniała wieść gminną i światowe plotki.

Pracowali, oszczędzali, kształcili dzieci, pretendując do dzisiejszego miana klasy średniej, ale i tak powiew modernizacji, który wtargnął od wschodu, rozwiał ich nadzieje jak garstkę mąki. Dziś po wiatraku Galewskich – ani śladu.

Inwestor znad Sekwany

Pierwszy detaliczny pejzaż z wiatrakami powstał na zlecenie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w 1934 r.; w Polsce – głównie centralnej i wschodniej – wiatraków naliczono 6337. Kiedy minęło 20 lat, a tamta Polska centralna okazała się wschodnią, wiatraki liczyła komisja do spraw ustalenia liczby młynów i możliwości ich wykorzystania – pracowało wówczas 1021, trzecia część wszystkich, które jeszcze stały. Minęły kolejne 22 lata, a wiatraki rachowali już nie planiści od gospodarki, ale konserwatorzy zabytków.

Polityka 27.2009 (2712) z dnia 04.07.2009; Na własne oczy; s. 100
Reklama