Dochody państwa niebezpiecznie maleją, a wydatki rosną. Z deficytu, powiększonego z pierwotnych 18,2 mld do 27 mld zł, jeszcze to nie wynika. Sporo bowiem zamieciono pod dywan – dramatyczny stan finansów ZUS, NFZ, topniejące dochody samorządów terytorialnych. Tych pozycji ustawa budżetowa nie obejmuje, a nowelizacja nie dotyczy. Co gorsza, w budżecie na 2010 r. i na następne lata nie da się ich już ukryć. I wtedy będzie naprawdę gorąco.
Budżet żyje z podatków, a najszerszym strumieniem zasilającym są dochody z VAT oraz akcyza. Są tym wyższe, im więcej kupujemy. Niestety, kryzys odbiera ochotę do zakupów zarówno rodzinom, których dochody drastycznie spadły (np. z powodu utraty pracy), jak i tym, którzy na razie finansowo nie stracili, ale wolą coś odłożyć na czarną godzinę. W maju w krajach całej Unii sprzedaż detaliczna, liczona w ujęciu rocznym, spadła średnio o 3,1 proc. Rosła tylko w Szwecji (2,2 proc.) i w Polsce (0,4 proc.), ale minister finansów spodziewał się dużo więcej.
Wpływy z VAT miały w tym roku wynieść 118,6 mld zł. Przypomnijmy, że wszystkie dochody państwa obliczono na 270 mld zł. Teraz wiadomo, że będą dużo niższe. Twarde dane, czyli policzone wpływy z VAT po pierwszym kwartale br., pokazują, że z tego podatku państwo otrzymało 3,3 mld zł mniej, niż zaplanowało. W drugim kwartale nie jest lepiej, a prognozy na trzeci i czwarty przewidują dalsze spadki. Ministrowi finansów w rubryce VAT zabraknie prawdopodobnie 25,3 mld zł. Tak źle jeszcze nie było.
Budżet państwa częściowo ratują nasze nałogi:
Polak lubi wypić, zapalić i pojeździć. W cenach alkoholu, papierosów i paliw ogromny udział ma akcyza i dochody z niej spadły mniej. Ekonomiści zgodni są jednak co do tego, że i ta pozycja skurczy się w ciągu roku o 1,3 mld zł w stosunku do planu.