Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Portret barda

Po zrealizowanym po bożemu dokumencie biograficznym Martina Scorsese „No Direction Home”, poświęconym Bobowi Dylanowi, oglądanie fabularnej impresji „I’m not there” Todda Haynesa, również zainspirowanej życiem i twórczością sławnego muzyka, zaskakuje, ale przyjemnie. Film wygląda tak, jakby nakręcił go David Lynch albo Fellini. Dylana gra sześciu różnych artystów, m.in. ucharakteryzowany na rewolwerowca Richard Gere, aktorka Cate Blanchett, a także 11-letni czarnoskóry chłopak Marcus Carl Franklin. W każdym wcieleniu muzyk nazywa się inaczej, ani razu jednak nie pada nazwisko Dylan, mimo że śpiewane są jego piosenki i ewidentnie rzecz dotyczy jego kariery. Surrealistyczne sekwencje ukazują go jako wiecznie naćpanego, uzależnionego od snów, kobiet i poetyckich fraz profetę wyrażającego w protestsongach ducha wolnej Ameryki z okresu wojny w Wietnamie. Prywatność i fakty (rozwód, religijne nawrócenie, wypadek na motocyklu) mieszają się z wizjami, alternatywnymi wersjami wydarzeń, postaciami z jego piosenek oraz fragmentami ulubionych filmów. Dla ludzi nieznających biografii autora „Like a Rolling Stone” ta dziwna plątanina obrazów może się wydać niezrozumiała. Reszta będzie zachwycona.

J. W.

Polityka 28.2009 (2713) z dnia 11.07.2009; Kultura; s. 46
Reklama