Archiwum Polityki

Kilku wspaniałych

Call of Juarez: Więzy krwi, Wydawca: UbiSoft/Techland, Platforma: PC, Xbox360

Wreszcie mamy kolejną po „Wiedźminie” grę, która ma szansę zawojować świat. Bohaterami „Call of Juarez: Więzy krwi” są bracia McCall, którzy w roku pańskim 1864 ruszają na podbój Dzikiego Zachodu. Nietrudno się domyślić, że w tej historii rączy koń, wierny sześciostrzałowiec i laska dynamitu odegrają rolę kluczową. Nieraz będzie trzeba uciekać przed widmem stryczka albo bandą wściekłych rewolwerowców. Siłą tej wyprodukowanej przez wrocławskie studio Techland dynamicznej strzelaniny jest oryginalny pomysł fabularny. Klimaty westernowe były dotąd przez twórców gier konsekwentnie omijane. Przykładowo – taką I i II wojnę światową wyeksploatowano dosłownie na wszystkich frontach. Zaś na prerie amerykańskiego Środkowego Zachodu zapuściło się niewielu, a efekty tych wycieczek przypominały nędzne podróbki westernów klasy B i C. „Call of Juarez” na nowo odkrywa piękno Dzikiego Zachodu. W 15 misjach czekają na nas okopy wojny secesyjnej, przebiegli szeryfowie, przejażdżki dyliżansem, saloony, Indianie i opuszczona kopalnia złota. W czasie kilkunastu godzin zabawy poczujemy się znów dzieciakami, które z zapartym tchem śledzą na ekranie telewizora przygody „Siedmiu wspaniałych”, „Dobrego, złego i brzydkiego” czy „Butcha Cassidy i Sundance Kida”. Z których to kinowych klasyków gra otwarcie, pełnymi garściami czerpie. I wychodzi jej to tylko na dobre.

Piotr Stasiak

Polityka 29.2009 (2714) z dnia 18.07.2009; Kultura; s. 45
Reklama