Archiwum Polityki

Balonikowanie

Prezes Narodowego Funduszu Zdrowia musi szukać oszczędności. Wymyślił, że jeśli na przykład tylko niewielką część zawałowców będzie się skutecznie ratowało, to trochę funduszu zostanie. Fundusz bez funduszy przestaje być funduszem, to jasne, a – powiedzmy sobie szczerze – leczenie chorych jest wbrew interesom funduszu. Forsę się wyda, a taki wyleczony znów na coś zachoruje i dawaj mu nowe fundusze na leczenie. Najlepiej, gdyby każdy, kto zachoruje, chciał od razu umrzeć na tę pierwszą chorobę. Wtedy NFZ byłby finansową potęgą. Marzenia marzeniami, ale przecież nie można dreptać w miejscu. Prezes zdecydował zatem, że balonikowanie zawałowców będzie limitowane. Każdego miesiąca, na przykład pierwszych dwustu, uratuje się tą metodą, a potem to już tak jak w „Warszawiance” Delavigne’a: „Kto przeżyje, wolnym będzie, kto umiera, wolnym już”.

Podniósł się krzyk kardiologów, że to skandal i średniowiecze, by limitować najskuteczniejszą metodę leczenia zawałów. Minister zdrowia przychyliła się do tej opinii. Balonikowanie – zarządziła – nie będzie limitowane. Prezes NFZ przyjął to z kamienną godnością. Trudno, poszuka innych chorych, których na coś nie wyleczy, a co bardzo wzmocni fundusz.

Ten niesprawiedliwy i bardzo tendencyjny opis jest zaledwie bladym odbiciem prawdziwej sytuacji. Przecież każdy chory, który idzie do szpitala, z góry ma zapowiedziane, że tylko leczenie jednego schorzenia będzie refundowane. Gdy chory na nerki złamie nogę, to musi zdecydować, co sobie leczy z własnej kieszeni. Od przyszłego roku może będzie już musiał wybierać tylko między prawą i lewą nerką. A za dwa lata poród jednego dziecka zrefundujemy, ale brat bliźniak będzie płacony z domowej kasy.

Polityka 33.2009 (2718) z dnia 15.08.2009; Tym; s. 83
Reklama