Archiwum Polityki

Bongo bis

Ćwiczenia praktyczne z Afryki. Tata, Omar Bongo, przez 41 rządził twardą ręką niewielkim i zasobnym w ropę Gabonem, praktycznie prywatyzując kraj, obsadzając rodziną i ziomkami wszystkie istotne posady i całkowicie zacierając granicę między tym, co państwowe a tym, co bongowe. Wspierany przez Francję i jej kolejnych prezydentów wygrywał wybory, bo był w nich jedynym kandydatem. Co innego, kiedy zmarł. Kandydatów do prezydentury zgłosiło się 30, 18 weszło do finału. Kto oficjalnie wygrał? Bongo. Tyle że junior, 50-letni Ali Ben Bongo. Wcześniej, zanim za radą taty przeszedł na islam, Alain Bernard Bongo, jak go zwano we Francji, kończył francuskie szkoły i prawo na Sorbonie. W ojczyźnie nazywają go Baby Zeus. Ostatnio pełnił funkcję ministra obrony, w tym charakterze prowadził kampanię wyborczą, niestety, nie odziedziczył charyzmy ojca i nie radził sobie z lokalnymi dialektami, których nie miał okazji opanować. Ogłoszono, że otrzymał 41,7 proc. głosów, jego dwaj główni konkurenci – po 25 proc. Teraz pochowali się, obawiając się represji, a francuski Total, eksploatujący złoża ropy, ewakuował pracowników w obawie przed zamieszkami. Na inaugurację prezydentury na szczelnie otoczonym wojskiem stadionie w stolicy, Libreville, Gabon niestety przegrał 0:2 z Kamerunem. Inne plany Ali Bongo wykonał w stu procentach.

Polityka 37.2009 (2722) z dnia 12.09.2009; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 11
Reklama