Pisarka Sylwia Chutnik ogłosiła, że w ramach utworzonego przez siebie Koła Gospodyń Miejskich zamierza przyjrzeć się doli niepracujących kobiet, które „siedzą w domu”. Chodzi m.in. o zbadanie, co to znaczy „siedzieć w domu”, i ustalenie, ile czynności musi kobieta wykonać, aby móc sobie tak siedzieć. Z jej informacji wynika, że siedzące w domu kobiety muszą np. wykonywać czynność prania, która pociąga za sobą lawinę podczynności, takich jak segregowanie brudnych ubrań, włożenie ich do pralki, wsypanie proszku, wlanie płynu zmiękczającego, nastawienie programu, wyjęcie i powieszenie prania, wyprasowanie wszystkiego oraz włożenie tego do szafy.
Część mężczyzn nie ukrywa zaskoczenia. Twierdzą, że byli przekonani, iż pralki robią za kobiety wszystko i tylko dlatego zdecydowali się na kupno tych drogich urządzeń. Ujawnienie przez Chutnik, że pralka nie robi wszystkiego sama, a jedynie zwiększa liczbę czynności do wykonania przez kobiety, wywołała szok i rozczarowanie. Niektórzy mężczyźni nie wykluczają zaskarżenia producentów pralek do sądu w celu uzyskania wysokich odszkodowań. – Gdybym wiedział, że przez naszą pralkę żona będzie miała więcej roboty, kupiłbym raczej kino domowe – wyznał mi jeden z mężczyzn.
Wielu panów jest rozczarowanych nie tylko pralkami, ale również postawą samej Chutnik, która utrzymuje, jakoby nie chcieli dzielić się obowiązkami domowymi z partnerkami. Uważają tę ocenę za niesprawiedliwą i na dowód tego przytaczają wyniki badań jednego z polskich neurologów. Uczony ten (ze zrozumiałych powodów wolałby nie ujawniać nazwiska) po zbadaniu mężczyzn z wielu regionów kraju ustalił, że mężczyźni ci po prostu nie są w stanie zrozumieć poleceń wydawanych przez partnerki.