Archiwum Polityki

Tala o Lolku

Rozmowa z pisarką Natalią Rolleczek o dzieciństwie w zakonnym sierocińcu, przyjemności zmyślania oraz pomyśle na sztukę o papieżu

Joanna Wojdas: – „Drewniany różaniec” po raz pierwszy wyszedł w 1953 r. Za komuny wielokrotnie wznawiano go w wysokich nakładach, trafił do szkół. Teraz książkę wznawia wydawnictwo Ha!art. Wydawca natknął się na nią, robiąc przegląd powstałych za PRL filmów o Kościele. Obejrzał wychwalaną niegdyś, propagandową ekranizację pani książki, autorstwa Petelskich.

Natalia Rolleczek: – Okropny film!

A książka jak się pani podoba z perspektywy czasu?

Napisałam ją dość okrutnie. Może gdybym ją dzisiaj pisała, tobym złagodziła pewne rzeczy. Ale uważałam, że okrucieństwo oddawało to, jakie było życie.

Zakonnice prowadzące sierociniec, do którego pani trafiła, były okrutne?

Nie tyle one, co życie. W końcu doszłam do wniosku, że nie miały z czego dać nam jeść.

Mogły dać trochę ciepła.

Ciepło zanika wskutek strasznych przeciwności życiowych. Te zakonnice nie miały posagów. To zakon świętego Franciszka – warunkiem przyjęcia jest ubóstwo i życie w nim. Miały do wyżywienia jakieś szesnaście dziewcząt. Chodziłyśmy na żebry. Żadna z nich nie była tłusta. Nie było tak, że nas objadały, a sobie dogadzały. Mam wrażenie, że teraz byłabym trochę bardziej wyrozumiała. Z innej strony patrząc, gdybym nie przeżyła pewnego horroru, tobym nie napisała tej książki. Miała sto tysięcy nakładu!

Książkę wykorzystała do walki z Kościołem peerelowska propaganda. Było o pani głośno.

To był szok! Księża nawoływali, żeby tego nie czytać. Dzwoniono do mnie z Warszawy, z Wrocławia: „Słuchaj, coś ty napisała?! W naszym kościele ksiądz doradzał, żeby tego nie czytać, bo to zgorszenie dla duszy chrześcijańskiej!

Polityka 43.2009 (2728) z dnia 24.10.2009; Kultura; s. 52
Reklama