Kiedy w połowie września 2009 r. zarząd województwa warmińsko-mazurskiego zapowiedział wszczęcie procedury odwołania dyrektora Muzeum Warmii i Mazur Janusza Cygańskiego, w mieście wybuchła rewolta, nazwana przez lokalnych polityków Buntem Kultury. Sprawa była niesłychana, gdyż kto jak kto, ale pion kulturalny – muzycy i plastycy, pisarze, aktorzy i muzealnicy – nigdy dotychczas tak solidarnie nie protestowali.
Za przejaw buntu uznano pikietę około setki przedstawicieli Kultury, która stanęła u bram Urzędu Marszałkowskiego. Aktorka z miejscowego teatru oświadczyła, że protestuje przeciwko nazywaniu odwołania dyrektora przewietrzaniem muzeum. Nie życzę sobie takich określeń! – grzmiała. A z tyłu ktoś dopowiedział: Władza przewietrza inteligencję!
Dyrektora postanowiono odwołać, bo – zdaniem Władzy – „nie podejmuje wyzwań, jakie niesie współczesne muzealnictwo”. To – według Kultury – pretekst, bo niby skąd Władza wie, jakie są te wyzwania? A Władza, ustami wicemarszałek Jolanty Szulc ripostuje, że muzealnictwo winno być atrakcyjne i przyciągać zwiedzających tak, jak czyni to Muzeum Powstania Warszawskiego w stolicy. Kultura wzrusza ramionami: nie ta epoka, historii Warmii i Mazur nie da się pokazać jak powstańców na barykadzie. Po Krzyżakach, królu Jagielle i biskupach katolickich z Warmii pozostało – w porównaniu z Powstaniem Warszawskim – niewiele rekwizytów.
Istotą sporu są pieniądze.
Przez cały okres PRL i 20 lat III RP było ich niewiele, nikogo na dobrą sprawę nie obchodziło, kto je wydaje i na co. Kultura, a zwłaszcza dyrektorzy muzeów, nie wzbudzali emocji. Władza pobłażliwie przyglądała się, jak za niewielkie pensje i przy niskich budżetach placówek radzą sobie albo nie radzą.