Prasa doniosła o napięciu, jakie pojawiło się w stosunkach Warszawy z Teheranem. Jak się dowiadujemy, irańskie władze wyraziły niepokój z powodu tajemniczego zniknięcia ulicy Teherańskiej na stołecznej Saskiej Kępie. Z irańskich ustaleń wynika, że w miejscu, w którym była Teherańska, pojawiła się ulica Genewska. Teheran odbiera to jako gest ze strony Warszawy nieprzyjazny (chociaż daje do zrozumienia, że w ramach retorsji nie zamierza na razie likwidować ulicy Warszawskiej w Teheranie). Irański MSZ ograniczył się do wezwania charge d’affaires RP w Teheranie w celu złożenia wyjaśnień, kto stoi za całą sprawą. „Nie sądzę, żeby to była nasza inicjatywa, ale sprawdzę to” – zadeklarował rzecznik MSZ.
Zniknięcie Teherańskiej podzieliło mieszkańców stolicy. Zdaniem jednych, Teheran nie zasługuje na żadną ulicę, bo łamie prawa człowieka, fałszuje wybory i ma prezydenta, który neguje Holocaust. Z kolei zdaniem innych, likwidacja Teherańskiej to polityczne awanturnictwo ze strony określonych kół, usiłujących za wszelką cenę przypodobać się USA. Czas, aby Polska zaczęła prowadzić własną, niezależną politykę zagraniczną, powiadają. W związku z tym padła nawet propozycja, aby do czasu, gdy Amerykanie nie zniosą wiz dla Polaków i nie przestaną ścigać Polańskiego, na Teherańską przerobić aleję Stanów Zjednoczonych lub rondo Waszyngtona.
Tymczasem – jak dowiedziała się „Gazeta Wyborcza” – ponaglanym przez Iran i polski MSZ urzędnikom udało się ustalić, że Teherańska nie wyparowała, bo nigdy jej nie było, a dokładniej mówiąc: trochę była, a trochę nie. Otóż po tym, jak w latach 70. nowo wybudowana Trasa Łazienkowska przecięła istniejącą ulicę Genewską na dwa kawałki, kilku nastawionych proteherańsko urzędników jednemu z tych kawałków nadało nazwę Teherańska.