Archiwum Polityki

Takie panują maniery

Dziennikarz telewizyjny, który relacjonował z pałacu ceremonię nominacji nowych ministrów, zwrócił uwagę, że spotkanie prezydent–premier przebiegło w dobrej atmosferze, a panowie – słuchajcie! słuchajcie! – nawet podali sobie ręce. Co za ulga, że na najwyższych stanowiskach w kraju są jeszcze ludzie, którzy od czasu do czasu wykonują gest powitania, zamiast gestu Kozakiewicza. W porównaniu z manierami prezydenta Wałęsy – który mówił, że Kwaśniewskiemu może podać najwyżej nogę – to i tak postęp. W kraju jako tako normalnym fakt, że prezydent i premier wymieniają uścisk dłoni, nie jest niczym nadzwyczajnym. Ale u nas dziennikarz uznaje to za godne odnotowania.

Uścisk dłoni – niby tylko gest, a jednak… Henri Troyat, francuski znawca dziejów Rosji, w książce „Aleksander I. Pogromca Napoleona” opisuje, jak doszło do uścisku dłoni przy podpisaniu pokoju w Tylży (1807). Etykieta była wtedy uzgodniona i szanowana nawet przez śmiertelnych wrogów i to tuż po wojnie. Aby żaden monarcha nie musiał składać wizyty drugiemu, spotkanie odbyło się na tratwie umieszczonej pośrodku Niemna. „Napoleon, uwielbiający inscenizacje, każe zakotwiczyć na środku rzeki, w równej odległości od obu brzegów, wielką tratwę, unoszącą dwa wspaniałe namioty”, na jednym widniało wielkie, wspaniałe „A”, a na drugim „N”. W tym czasie upokorzony król Prus Fryderyk Wilhelm III czekał na brzegu „w jakiejś rozwalonej ruderze”.

Car i cesarz, każdy na swojej barce, podpłynęli równocześnie do tratwy. „Napoleon pierwszy staje na tratwie i szybkim krokiem podchodzi do jej skraju. Aleksander widzi, że idzie ku niemu krępy mężczyzna, nieco otyły, o energicznej twarzy, wystającym podbródku i stalowym spojrzeniu.

Polityka 43.2009 (2728) z dnia 24.10.2009; Passent; s. 97
Reklama