Tomasz Nałęcz, były wicemarszałek Sejmu i szef komisji Rywina, wraca do polityki jako kandydat w wyborach prezydenckich. Jego kandydaturę chce zgłosić Partia Demokratyczna i SDPL. Obie partie zabiegają również o poparcie Partii Kobiet, Zielonych 2004 i SD, a także Włodzimierza Cimoszewicza – jedynego lewicowca notowanego wysoko w sondażach prezydenckich.
– Chcemy jednego kandydata na lewicy, który byłby w stanie zagospodarować elektorat na lewo od Platformy – mówi jeden z działaczy PD. – W ten sposób wyciągamy przyjazną rękę w stronę SLD. Bo jeśli nie będziemy mieli jednego kandydata, to wszyscy przegramy.
Kandydatura Tomasza Nałęcza pojawia się jeszcze przed konwencją SLD 19 grudnia, na której liderzy Sojuszu chcieli zaprezentować własnego kandydata na prezydenta. Miał nim być Jerzy Szmajdziński. Nie wiadomo, czy wcześniejsze ogłoszenie kandydatury Tomasza Nałęcza nie pokrzyżuje tych planów.
– Nie stawiamy Sojuszu pod ścianą – mówi działacz PD. – Kilkanaście dni temu napisaliśmy do Napieralskiego list z prośbą o okrągły stół, m.in. w sprawie wyborów prezydenckich. Odpowiedzi jeszcze nie dostaliśmy.
Kandydaturę Nałęcza wymyśliła kilka tygodni temu szefowa PD Brygida Kuźniak. Pomysł spodobał się Wojciechowi Filemonowiczowi z SDPL. Profesor Nałęcz sam zdecydował się dopiero wtedy, gdy Włodzimierz Cimoszewicz oficjalnie ogłosił, że w wyborach prezydenckich nie wystartuje. 60-letni Tomasz Nałęcz jest profesorem historii UW. Należał do PZPR, a potem do SdRP, z której wystąpił, gdy wyszło na jaw, że jej działalność dofinansowywana była z Moskwy przez KPZR. Był posłem SLD i SDPL, wicemarszałkiem Sejmu. W ostatnich eurowyborach ubiegał się bez powodzenia o mandat europosła.