Tadashi Yamashina, dyrektor Toyota Motorsport, starał się zachować spokój, gdy Akio Toyoda, prezes koncernu, wygłaszał oświadczenie o wycofaniu się Toyoty z uczestnictwa w wyścigach Formuły 1. Nerwy jednak szybko puściły i Yamashina zalał się rzewnymi łzami. Prezes Toyoda też wyglądał na poruszonego. Przeprosił kibiców za rozczarowanie, jakie im sprawił, i apelował o zrozumienie. Firma boryka się z kryzysem, czasy są ciężkie, trzeba oszczędzać. Liczy się każdy jen, a tych na udział w wyścigach F1 od 2002 r. poszły już setki miliardów (ok. 3 mld dol.). Co gorsza, bez większych sportowych osiągnięć.
W minionym roku finansowym (który w Toyocie skończył się w marcu) koncern zanotował sporą stratę, prawie 5 mld dol. Tak złych wyników firma nie miała od początku istnienia. Zawinił nie tylko kryzys, ale także nazbyt agresywna polityka byłego prezesa Katsuaki Watanabe, której celem było uczynienie z Toyoty największego na świecie producenta samochodów. Zadanie się powiodło, ale cena była wysoka. Pogoń za ilością sprawiła, że ucierpiała jakość wyrobów. Toyocie zdarza się ostatnio wzywać właścicieli sprzedanych już aut w celu usunięcia odkrytych usterek, czego wcześniej nie bywało. Rozdmuchana polityka inwestycyjna i wdanie się w wojnę cenową na rynku USA nadwerężyły kondycję firmy. Dlatego w koncernie zarządzono ostry program oszczędnościowy i powrót do źródeł, czyli filozofii kaizen będącej sztuką nieustannego dążenia do doskonałości. Uosobieniem tego powrotu stała się nominacja Akio Toyody na stanowisko prezesa. Toyoda jest wnukiem legendarnego założyciela koncernu i kolejnym przedstawicielem rodziny Toyodów na czele koncernu. Wszyscy wierzą, że uzdrowi japońskiego giganta.