Był koniec września. Na lotnisku w Keflaviku wsiedliśmy do małego samolotu grenlandzkich linii lotniczych. My i kilku Eskimosów oraz piloci i stewardesa. I na pokładzie zaczęło się robić bardzo wesoło. Eskimosi otwierali następną flaszkę, a stewardesa Nunu prezentowała instrukcje obsługi kamizelki z gwizdkiem. Tak ponoć trzeba, na wypadek gdyby samolot wpadł do oceanu. Nunu przedstawiała ten skecz po duńsku i po eskimosku. Nikt oprócz lokalnych nie rozumiał tych języków.
Polityka
50.2009
(2735) z dnia 12.12.2009;
Kultura;
s. 64