Zbliża się końcówka roku: skrzypią długopisy, klikają laptopy, a kiedy ktoś staroświecki jak maszyna do pisania, to i poczciwe olimpie klekoczą. Satyrycy rozpisują na kukiełki postacie z szopki. Pamięć historyczna przypomina, że nawet za komuny I sekretarz, premier, ministrowie i szczególnie zasłużeni artyści musieli pofikać na sznurkach. Opowiadają, że najwięcej poprawek wnosił do swoich śpiewanek Cyrankiewicz. No a Gomułka po namowach i perswazjach zgodził się na występy w szopce, ale tylko w tekście napisanym na melodię poloneza. Żadnych tam nowoczesnych kawałków do słuchania dziś, by ogłuchnąć jutro! Trzeba przyznać, że Piłsudski także wolał wcześniej wiedzieć, co go czeka. Oglądał swoją kukiełkę, sugerował poprawki. Rozumiał, że ta forma zabawy ociepla wizerunek skuteczniej niż przemowy i parady. Satyrycy w roli spin doktorów? Dzisiaj nie jest to możliwe. Telewizyjna praktyka potwierdza domysł: teraz kukiełki piszą postacie. Przesadziłem – czy to łatwo tchnąć pozór życia w bywalców sejmowych korytarzy, komisarzy z komisji, funkcyjnych partyjniaków recytujących formułki dostarczone im uprzednio przez kierownictwo.
Szopka nie powinna obejść się bez Pana Prezydenta – tutaj może ulec wydłużeniu o pięć minut jego kadencja. Wjeżdża do szopki Pan Prezydent na fotelu sprawdzonym przez ochroniarzy i nuci półgłosem na przedwojenną melodię, znaną inteligentom z Żoliborza, „A mnie jest szkoda lata”.
A mnie jest szkoda lata,
Snów szkoda o potędze,
IV RP najwięcej
Dziś mi jest żal!
Żeby Pan Prezydent nie czuł się samotny (pani Maria miała właśnie sesję fotograficzną), zjawia się brat z wniesioną do szopki parafrazą piosenki Grechuty:
Kto pierwszy szedł przed siebie,
Kto nie stał tam, gdzie ZOMO,
Za Cenckiewiczem stwierdził –
Kto Bolkiem był, wiadomo.