Rok temu Ameryce narodził się zbawiciel. Dziś kult Baracka Obamy osłabł, a rodacy coraz częściej widzą w nim przybysza z innej planety. Pozbawionego emocji mózgowca.
Kiedy Barack Obama prawie rok temu obejmował władzę, dla wielu Amerykanów był kimś w rodzaju półboga, zdolnego w nadprzyrodzony sposób poradzić sobie z nawałem problemów, jakie spadły na kraj. Zawrotna kariera nieznanego do niedawna senatora z Chicago, przejmującego mówcy, któremu mimo potknięć wszystko się udawało i który jako pierwszy Afroamerykanin zamieszkał w Białym Domu, zdawała się przeczyć prawom politycznej fizyki, zwiastować nową epokę. Jako prezydent Obama okazał się – jak piszą dziś amerykańscy komentatorzy – śmiertelny i nie czyni cudów.
Polityka
51.2009
(2736) z dnia 19.12.2009;
Świat;
s. 120