Archiwum Polityki

Jon Favreau. Obamousty

Mieliście państwo wrażenie, że z przemówień Baracka Obamy bije młodzieńcza energia? Słusznie. W 2010 r. ich autor skończy 29 lat.

Na zdjęciach z Gabinetu Owalnego wygląda jak student, który w nagrodę za wyniki w nauce wygrał spotkanie z prezydentem. Ale krótko ostrzyżony przystojniak w garniturze z college’u nie tylko pracuje w Białym Domu, ale zajmuje jedno z kluczowych stanowisk w otoczeniu Baracka Obamy. To jemu prezydent USA zawdzięcza porównania do Johna F. Kennedy’ego. I słynne „Yes, we can”, które zmobilizowało miliony amerykańskich wyborców, dając nadzieję w obliczu kryzysu. Jeśli David Axelrod jest mózgiem Obamy, a Rahm Emanuel jego prawą ręką (patrz poprzedni artykuł), to Jon Favreau służy prezydentowi za usta. Asystent i dyrektor ds. pisania przemówień – takie tytuły widnieją na wizytówce 28-latka.

Edukację skończył na college’u, bo dalsze kształcenie przerwała mu polityka.

W 2004 r. poszedł na staż w sztabie wyborczym Johna Kerry’ego i awansował w ciągu roku z researchera na zastępcę głównego pisarza przemówień. Jak sam mówi, został nim przez przypadek – kampanię opuścili zawodowi speechwriterzy, a doradcy kandydata z braku pieniędzy wzięli żółtodzioba, który na co dzień zajmował się zbieraniem wycinków prasowych. Kerry’emu Favreau nie zdołał już pomóc, ale podczas konwencji demokratów poznał młodego polityka z Illinois, który zachwycił delegatów swoim przemówieniem, dziś uznawanym za początek krajowej kariery politycznej Obamy.

Tamtą, doskonałą zresztą mowę Obama napisał jeszcze sam. Podczas próby Favreau nie omieszkał mu przerwać, by zwrócić uwagę na brak rytmu i na powtórki. Gdy kilka miesięcy później świeżo upieczony senator szukał pisarza, rzecznik umówił go na spotkanie z Favreau, który po przegranej Kerry’ego został bez pracy. Obama nie mógł wiedzieć, że trafi mu się prawdziwy talent pisarski, ale wtedy sam jego start w wyborach wydawał się pomysłem z księżyca, więc równie dobrze mógł mieć 23-letniego speechwritera.

Polityka 1.2010 (2737) z dnia 02.01.2010; Świat; s. 56
Reklama