Archiwum Polityki

Fatamorgana szuka pustyni

Ile w nadchodzącym roku czeka nas inscenizacji, obliczonych na wyciskanie łez uczestników i kasy od sponsorów? Okrągła rocznica bitwy pod Grunwaldem nie wystarczy, to pewne. Animatorzy plenerowych widowisk, wspierani przez historyków śledczych z IPN (Gallów specjalizujących się w anonimach i kwitach), nie przegapią takiej okazji, by przypomnieć o swoich badaniach. Wydobywających na światło dzienne wciąż nowych i nowych bojowników Sprawy, prześladowanych i gnębionych przez władzę, która jedynie z korowcami obchodziła się w rękawiczkach, widząc w nich przyszłych partnerów. Kiedy wsłuchuję się w te jęki i szlochy sprzed lat, przypomina mi się opowiastka Franca Fisznera, znanej postaci z życia towarzyskiego stolicy. Fiszer wspominał czasy I wojny światowej.

– Ja również wziąłem udział w akcji patriotycznej – rozmarzył się facecjonista. – Byłem zaproszony na kolację do przyjaciół. Przyszedłem, patrzę: nikogo nie ma. Przyjaciół i ich gości zwinęli żandarmi. No i wyobraźcie sobie – musiałem sam jeden zjeść czterdzieści pierogów z mięsem i skwareczkami!

Sam już nie wiem: macherzy od wizualizacji i żywych obrazów, gdy wyczerpią się tematy z odległej i bliskiej przeszłości, zaczną pewnie inscenizować zdarzenia ze współczesności. Czy to nie jest wabik dla widzów?

Głośno było o tym w mediach: niemiecki sąd skazał Jana Marię Rokitę na karę grzywny za awanturę w samolocie Lufthansy. Rokita zawziął się i nie płaci. Na telebimach rozstawionych na Okęciu pokazujemy więc wymianę poglądów stewardesy, polityka i pani Nelly. Wzmacniamy zarejestrowany krzyk J.M.R.: „Niemcy mnie biją!”. Zjawiają się przebierańcy – policjanci, teuton w teutona.

Polityka 1.2010 (2737) z dnia 02.01.2010; Groński; s. 111
Reklama