Archiwum Polityki

Zieleni się Iran

Zieleń jako kolor islamu nie kojarzy się dziś na Zachodzie z  nadzieją. Inaczej w Iranie. To pod znakiem zieleni skupia się tam antyrządowa opozycja. Domaga się zmian systemu, ale nie jego likwidacji. Jej lider Mir Hosajn Musawi nie jest kontrrewolucjonistą, lecz dysydentem. Niepokoje w Iranie ciągną się od wyborów prezydenckich w czerwcu 2009 r., które opozycja uznała za sfałszowane. Mimo represji ze strony władz protesty trwają. Są pierwsi „zieloni” męczennicy. Są szyiccy duchowni niekryjący poparcia dla „zielonych”. Słowem jest potencjał odnowy.

To jeszcze za mało, by upadł system islamskiej republiki, taki, jaki istnieje obecnie, ale to dosyć, by po raz pierwszy, odkąd 30 lat temu powstała irańska teokracja, zaczęto się zastanawiać nie czy, lecz kiedy się skończy. Jedna z gazet arabskich wydrukowała rysunek satyryczny, na którym znienawidzony przez „zielonych” prezydent Ahmadineżad ma tak samo przerażoną minę jak obalony w 1979 r. szach Iranu Pahlawi. Tak głębokich oznak kryzysu systemu dotąd w Iranie nie było. Republika islamska jest mieszanką demokracji z  teokracją: kiedyś inspirującą część świata muzułmańskiego, dziś budzącą przede wszystkim obawy swymi ambicjami regionalnego atomowego hegemona.

System zabijający własnych, pokojowo demonstrujących obywateli traci moralną legitymację w społeczeństwie. A to jest zwykle początek końca. Nie benzyna na kartki, bezrobocie, nagonka w rządowych mediach, lecz odmowa dialogu społecznego. „Zieloni” chcą reform: demokratycznych zmian konstytucji i prawa wyborczego, zgody na niepaństwowe stacje telewizyjne, odstąpienia od represji i przemocy jako metody walki politycznej. Układ sił w Iranie nie pozwala marzyć o rychłej i całkowitej zmianie systemu.

Polityka 2.2010 (2738) z dnia 09.01.2010; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 10
Reklama