Okazało się, że Niemcy mają kolejne, niemiłe sercu Polaka patrioty określenie: Polen Böller, polskie fajerwerki, którymi potocznie określają wszystkie noworoczne ognie sztuczne niepewnego pochodzenia. I właśnie przed tymi polskimi fajerwerkami, co wybuchają w rękach, masowo przestrzegały niemieckie media w ramach społecznej dydaktyki. W Niemczech akurat wszystkie materiały pirotechniczne muszą mieć surowy certyfikat federalny (BAM), przez co są dużo droższe niż u przygranicznych sąsiadów. Stąd masowy przemyt. Ale też każde dziecko wie, że to nie polski byle jaki produkt, a chiński – i to do Pekinu, a nie do Warszawy należy zgłaszać pretensje. W nowym roku problemem ma się zająć Bruksela i wprowadzić własne standardy ogni sztucznych obowiązujące w całej Unii. Jednak fraza unijne fajerwerki raczej się nie przyjmie, bo rezerwowana jest na inne okazje.