Wyszło właśnie na jaw, że krakowski oddział IPN umorzył prowadzone od 2001 r. śledztwo wobec nieżyjących przywódców III Rzeszy Adolfa Hitlera i Heinricha Himmlera w sprawie wysiedlania Polaków z dawnego powiatu wadowickiego w latach 1940–1942. Fakt prowadzenia takiego śledztwa dowodzi niezbicie, że IPN jest instytucją sensowną i naszemu krajowi potrzebną, zdecydowaną ścigać każdego bez wyjątku. Niestety decyzja o umorzeniu budzi rozczarowanie i wątpliwości, czy nie była ona przypadkiem wynikiem brutalnych nacisków ze strony antylustracyjnych środowisk prohitlerowskich, które dochodzenie przeciwko nieżyjącym Hitlerowi i Himmlerowi określiły cynicznie jako „dziwoląg” i „ośmieszanie wymiaru sprawiedliwości”.
Krakowski oddział IPN jako przyczynę umorzenia podaje fakt śmierci sprawców. Wynika z tego, że IPN od 2001 r. prowadził śledztwo w przekonaniu, że Hitler z Himmlerem żyją. Na razie nie wiadomo, kto doniósł śledczym o śmierci obu zbrodniarzy i dlaczego nie poinformowano ich o tym wcześniej. Mamy nadzieję, że sprawę szybko wyjaśni jakiś inny śledczy z IPN.
Powiedzmy szczerze – tłumaczenie krakowskiego IPN wydaje się mało przekonujące. Można oczywiście twierdzić, że śledztwo przeciwko od dawna nieżyjącym sprawcom nie ma sensu, ale trzeba się zastanowić, czy kryterium sensu musi być w działaniach IPN rozstrzygające. Na szczęście niektóre inne działania tej instytucji pokazują, że nie musi. Ściganie nieżyjących Hitlera z Himmlerem jest misją zbyt ważną, aby od niej odstępować tylko dlatego, że jest bez sensu. Nikt nie może liczyć na to, że jeśli nie żyje, to uda mu się uniknąć śledztwa IPN. Adolf Hitler co prawda na razie nie żyje, ale z mediów wiemy już, że w Poznaniu pojawił się człowiek bardzo do niego podobny, powodując przerażenie jednego z obywateli Izraela (o ile wiadomo, sprawca jest nadal na wolności).