Archiwum Polityki

Przejrzałe mandarynki

Grecja od lat żyła ponad stan. Teraz przyszedł czas zapłaty i kraj czekają bolesne reformy. A to grozi wybuchem społecznej anarchii.

Akademia Ateńska to po Akropolu jedna z głównych atrakcji miasta. XIX-wieczny budynek, postawiony na cześć pierwszej akademii założonej przez Platona, przypomina świątynię: z przodu portyk, po bokach posągi Ateny i Apolla, całość pięknie odnowiona. Jedyne, co burzy joński porządek, to napis wysprejowany wielkimi literami na marmurowych kolumnach, dla turystów od razu po angielsku: resist, „stawiaj opór”. Na innych budynkach publicznych ateńscy grafficiarze piszą zwykle po grecku, powtarzają się wyzwiska pod adresem policji i symbol anarchistów. – Władze? Nie, u nas władze takich rzeczy nie usuwają – mówi portierka z akademii. Skądinąd trudno o bardziej przekorny dowód mądrości Platona, który głosił, że demokracja prowadzi do anarchii.

Na razie Grecja sieje anarchię na rynkach finansowych. Jeszcze w październiku ówczesny premier Kostas Karamanlis zapowiadał, że deficyt budżetowy za 2009 r. wyniesie 6 proc. PKB. Miesiąc później zwycięzca wyborów i nowy szef rządu Jeorjos Papandreu ogłosił, że dziura w finansach publicznych sięgnie 12,7 proc., ponad cztery razy więcej niż dopuszczają tzw. kryteria z Maastricht. Szokujący wzrost deficytu idzie w parze z pęczniejącym długiem publicznym – w tym roku urośnie on do 124 proc. PKB, a więc dwukrotności tego, na co pozwala Unia. Ateny już raz okłamywały Brukselę na temat swojego deficytu, ale nikt nie sądził, że odważą się znów manipulować danymi i to na taką skalę. – Greckie statystyki to najkrótszy dowcip w Europie – kpi Kostas Michalos, prezes Ateńskiej Izby Handlowo-Przemysłowej.

Państwom strefy euro nie jest jednak do śmiechu, a zapaść greckich finansów publicznych spędza sen z powiek unijnym komisarzom.

Polityka 4.2010 (2740) z dnia 23.01.2010; Świat; s. 74
Reklama