Tydzień temu zadzwonił do mnie redaktor Jacek Poprzeczko. Dla piszącego do „Polityki” nie jest to dobry znak. Redaktor Jacek Poprzeczko nie dzwoni bowiem nigdy, żeby sobie ot tak pogadać ani z byle powodu – jakichś świąt, urodzin, imienin, zgonów czy jubileuszy. Jeśli dzwoni Jacek Poprzeczko, oznacza, że coś napsociłeś. Nie na polu politycznym, prawnym albo moralnym. Gorzej o wiele: w kwestii dobrego smaku. Jacek Poprzeczko jest bowiem w redakcji, co piszę bez cienia ironii, a wręcz odwrotnie – z szacunkiem i podziwem – niekwestionowanym arbitrem elegantiarum.
Polityka
4.2010
(2740) z dnia 23.01.2010;
Stomma;
s. 96