Archiwum Polityki

Gosiu, nie płacz!

Gosiu, nie płacz!” – chciałoby się zawołać czytając, że Przemysław Gosiewski miał łzy w oczach, kiedy odchodził (a właściwie jego odeszli) ze stanowiska przewodniczącego klubu poselskiego PiS. Przeniósł się (a właściwie jego przeniosło) na bardziej koncepcyjne stanowisko przewodniczącego Zespołu Pracy Państwowej. Odszedł na inne ważne stanowisko państwowe (albo partyjne) – jak mówiono w PRL.

Każdy polityk w inny sposób zapada nam w pamięć. Napoleon na przykład był mały i dzielny, pokazał, że mały potrafi. Trzeba było dopiero de Gaulle’a, żeby pokazać, że duży też potrafi. Ponad pół wieku temu kolumbijski pułkownik Márquez, który kochał i wychowywał przez pierwszych kilka lat małego wnuczka Gabriela Garcíę Márqueza, przeczuwał jego geniusz, mówił o nim per „mój Napoleon”. Napoleon braci Kaczyńskich także spełnił oczekiwania. Wygrał bitwę pod Włoszczową, zmuszając do kapitulacji Skarb Państwa i nakładając na Polskę bolesną kontrybucję. Podobnie jak Napoleon wydał wojnę Europie, kiedy z całą powagą, jako przewodniczący największego klubu poselskiego w Europie Wschodniej, zapowiadał europejski nakaz aresztowania dla niemieckiego sprawcy wojny kartoflanej. No, ale miał przy sobie polskiego Talleyranda w osobie Anny Fotygi.

I teraz nagle Napoleon z Włoszczowej zostaje zesłany na Korsykę, gdzie ma się poświęcić pracy państwowej. Nic dziwnego, że zrobiło mu się smutno. Został potraktowany okrutnie, a teraz media kopią leżącego. Igor Janke, który jako żywo nie jest wrogiem PiS, twierdzi w „Rz.”, że Gosiewski to był „pisowski obciach”, że przeciwnicy nazywali go „tępym karbowym Kaczyńskiego” i „bezmyślnym wykonawcą poleceń prezesa”. Tak dotychczas „Rzepa” nie pisała. Nawet „Polityka” tak nie pisała.

Polityka 4.2010 (2740) z dnia 23.01.2010; Passent; s. 97
Reklama