Archiwum Polityki

Kaznodzieja terrorystów

Anwar al-Awlaki, jeden z przywódców Al-Kaidy w Jemenie, urodził się w USA, tam się wykształcił, a potem jako imam głosił kazania w meczetach i prowadził wykłady dla studentów. Jego owieczkami byli m.in. dwaj muzułmanie z późniejszego samobójczego komanda, które dokonało ataków 11 września 2001 r. w Nowym Jorku i Waszyngtonie. Inspirację z nauk Anwara czerpał także jeden z młodych brytyjskich muzułmanów, którzy podłożyli bomby w londyńskim metrze w 2005 r. Internetowy portal Awlakiego jest na Wyspach bardzo popularny. Tamtejsza radykalna muzułmańska młodzież rzadko mówi biegle po arabsku, a Awlaki jest dwujęzyczny, dzięki czemu pierze mózgi też po angielsku.

Awlaki zwrócił uwagę amerykańskich służb specjalnych jeszcze przed zamachami 11 września, ale udało mu się opuścić Stany w 2002 r. Dotarł do Jemenu. Stamtąd wymieniał e-maile z Nidalem Hasanem, zabójcą 13 osób w bazie armii amerykańskiej Fort Hood. Hasan chciał się upewnić, czy zastrzelenie towarzyszy broni nie będzie sprzeczne z etyką islamu. Imam Awlaki uznał, że wprost przeciwnie: zabicie wroga będzie aktem bohaterstwa. I po raz drugi amerykańskie specsłużby sprawę przeoczyły: nie wychwyciły tej wymiany e-maili. Już w Jemenie kontaktował się z Awlakim niedoszły podpalacz samolotu lecącego w ostatnie Boże Narodzenie do Detroit – Nigeryjczyk Abdulmutalab. Jak widać, amerykański piewca dżihadu budzi zachwyt części muzułmańskiej młodzieży. Nie podbił za to dusz zdecydowanej większości swych współobywateli i współwyznawców w Stanach, którzy odcinają się od islamskiego ekstremizmu do tego stopnia, że donoszą służbom na własnych krewnych i bliskich, którzy idą w ślady Awlakiego.

Polityka 5.2010 (2741) z dnia 30.01.2010; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 11
Reklama