To jest opowieść o pasji i przeznaczeniu: gdyby posadzkarz płacił alimenty ekspedientce, policjant nie wpadłby na ślad skradzionego obrazu Moneta.
Z początkiem stycznia 2010 r. Jolanta przyznać się musi do szoku. W spożywczo-przemysłowym pod Olkuszem, gdzie sprzedaje, krzyczą do niej gazety ze stojaka przy drzwiach. Na pierwszych stronach powraca zawiedziona miłość, były mąż Robert, temat życiowo zamknięty. Prowadzony jest przez osiedle w kajdankach, bo w 2000 r. ukradł z Muzeum Narodowego w Poznaniu bardzo dobry i drogi obraz (od 1 do 7 mln dol., różnie się pisze). Jako mąż nic nie wspominał, że ma gust do francuskiego impresjonizmu.
Polityka
5.2010
(2741) z dnia 30.01.2010;
Kraj;
s. 28