Scena rozgrywa się w Kijowie, gdzie mam przesiadkę i muszę spędzić noc w hotelu na lotnisku. Już sam temat ukraińskich gastinic mógłby wystarczyć na spory felieton. A warto tu dodać, że w państwie tym nie ma wielkich sieci. Dlatego hotel, jak się spodziewałem, był na poziomie każdej innej ukraińskiej gastinicy, z wyłączaną wodą, odlatującymi kurkami w kranie, odłażącymi tapetami, pluskwami, starymi babami i windowymi myszami.
W hotelu były dwa rodzaje apartamentów: normalny, z łazienką na korytarzu, i lux.
Polityka
5.2010
(2741) z dnia 30.01.2010;
Kultura;
s. 58