Archiwum Polityki

Gabinet figur szachowych

Zakończone właśnie szachowe mistrzostwa Polski przypominają o legendarnych pojedynkach między arcymistrzami.

Nawet ludzie, którzy nie bardzo odróżniają krótką od długiej roszady, wiedzą, że w ZSRR ancien régime zachwiał się na szachownicy jeszcze przed nadejściem Gorbaczowa. W pojedynku o szachowe mistrzostwo świata introwertyczny pupil władz Anatolij Karpow zaczął mieć kłopoty z zadziornym pretendentem Garrim Kasparowem. Ich mecz z 1984–85 r. przypominał antyczny dramat. 20-letni Kasparow czuł, że jest lepszy, a mimo to dał się przycisnąć do ściany. W pojedynku o mistrzostwo świata tylko dwie przegrane dzieliły go od haniebnego nokautu 6:0. Jednak potrafił uspokoić nerwy i zmienić styl gry. Serią remisów wytrącił Karpowa z uderzenia i zaczął odrabiać straty. Przy stanie 5:3 dla Karpowa działacze przerwali mecz, ratując rozstrojonego nerwowo czempiona mira. Po przerwie Kasparow był już wyraźnie lepszy i w roku wyboru Gorbaczowa na sekretarza generalnego partii został najmłodszym w dziejach mistrzem świata.

Nie znosząc się, pozostali do siebie przykuci. Jeszcze trzy razy grali ze sobą o mistrzostwo świata – w sumie ponad 150 partii! Potem Kasparow stracił tytuł, odzyskał, znów stracił. Spowodował rozbicie światowej organizacji szachowej FIDE, oskarżając ją o uleganie radzieckim działaczom. Toteż od 1990 r. świat ma dwóch mistrzów. W 2005 r. Kasparow zerwał z zawodowymi szachami, by stanąć do politycznego pojedynku z Putinem.

Jednak w 25-lecie legendarnego meczu znów zagrał z Karpowem, nie dlatego, że czas leczy rany. Ale dlatego, że Karpow pokazał gest. Gdy Kasparow w 2008 r. został aresztowany za działalność opozycyjną, wysłał mu do więzienia pismo szachowe „64”. Na znak pojednania postanowili ze sobą zagrać – tym razem towarzysko.

Ich niedawny mecz był sensacją medialną.

Polityka 5.2010 (2741) z dnia 30.01.2010; Ludzie i obyczaje; s. 80
Reklama