Archiwum Polityki

Błazenkowie swego czasu

Wiele lat temu w Berlinie znalazłem się w kabarecie Distel (Oset). Nigdy jeszcze nie widziałem na scenie tylu starych aktorów. Zaczynających kariery w światłach Kurfürstendammu, przeglądających się w lustrze wspólnej garderoby z Marleną Dietrich, mających w uszach oklaski, jakimi publiczność nagradzała programy Larifari, Katakumb, Tingel-tangla. Teraz starość grała młodość, przywołując cienie jak na spirytystycznym seansie. I znowu reaktywowany śmiech kwitował dialog cywila z generałem, w pruskim mundurze z I światowej.

– Przegraliśmy wojnę przez Żydów! – wychrypiał generał.
– Nie wiedziałem, że pan jest Żydem, Herr Ludendorff – zdumiał się cywil.

Aktorka w makijażu wampa cała była oczekiwaniem. Patrzyła w dal, wystukując marszowy rytm. Śpiewała, nuciła właściwie, by nagle przejść w rejestr krzyku:

Gdy poczujesz już
Hitlerowski nóż
W swym brzuchu, nie broń się, głuptasie:
Całuj faszystów, całuj faszystów,
Całuj faszystów, gdzie tylko da się!

Tekst tej piosenki to Tucholsky. Kurt Tucholsky, satyryk republiki weimarskiej. Obdarzony imponującą inwencją: pisał pod własnym nazwiskiem i pod czterema pseudonimami. Jako Ignaz Wrobel, Theobald Tiger, Kaspar Hauser i Peter Panter. Każda z pseudonimowych figur była inna, wyposażona w odmienną biografię, poglądy i polityczne sympatie. Mniej lotni czytelnicy myśleli, że to czwórka dziennikarzy, tak zręczna była mistyfikacja. Zdumiewali się także ci, co przywykli uważać Tucholsky’ego za szydercę o żmijowatym języku, kiedy ukazały się jego opowieści miłosne, a w nich zdania dyktowane przez prawdziwe uczucie: „Najpierw zjawiasz się – naturalnie o jakiś kwadrans za późno, potem śmiejesz się widząc mnie stojącego pod zegarem, a potem mówisz: – Ten zegar zawsze źle chodzi!

Polityka 5.2010 (2741) z dnia 30.01.2010; Groński; s. 89
Reklama