Archiwum Polityki

Fundusz ostatniej szansy

Jak pomóc Grecji, której gospodarka, trudno dziś użyć innych słów, znalazła się na skraju przepaści? Sprawa byłaby prostsza, gdyby ten kraj… nie należał do strefy euro. Wówczas, jak to było ponad rok temu w przypadku Węgier, Łotwy czy Rumunii, można by z marszu podjąć wspólną akcję Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW), Banku Światowego i UE (istnieje fundusz wsparcia dla krajów członkowskich zagrożonych kryzysem finansowym), ustalić zasady udzielania ratunkowych pożyczek. Z Grecją, paradoksalnie, sprawa jest bardziej kłopotliwa z powodów formalnych i prestiżowych.

Twórcy eurolandu nie przewidzieli takiej sytuacji: że kraj członkowski strefy (dziś liczy 16 państw), mając obowiązek przestrzegania surowych reguł paktu stabilności i wzrostu, popadnie w tarapaty, z których sam nie potrafi się wydobyć. Co więcej, nie ma w Unii instytucji, która miałaby możliwości (i pieniądze), by udzielić wsparcia. Niemiecki minister finansów Wolfgang Schäuble zaproponował powołanie, na wzór MFW, Europejskiego Funduszu Walutowego, który wyciągałby z finansowego bagna chore unijne gospodarki. Na razie pomysł zbiera mieszane recenzje. Chłodno przyjął go m.in. prezes Bundesbanku. Składki państw członkowskich UE na działalność EFW raczej nie wchodzą w grę, a miliardowe kary za nieprzestrzeganie paktu stabilności (to alternatywne źródło finansowania) do tej pory nigdy w praktyce nie były nakładane. Jest prawie pewne, że Europejski Fundusz Walutowy, jeżeli w ogóle powstanie, będzie konstruowany przez lata. Tyle czasu Grecja nie może czekać. Unia musi znaleźć awaryjne rozwiązanie, bo stawką jest przyszłość euro bez wstydu.

O eurolandzie czytaj też s. 45.

Polityka 12.2010 (2748) z dnia 20.03.2010; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 11
Reklama