Archiwum Polityki

Zaświaty demokracji

Przykładów na to, że w demokracji lokalnej drzemie cudowna, ożywcza siła, można przytoczyć wiele. Jednym z najświeższych jest budujący przykład z gminy Lyski (woj. śląskie), gdzie radny miejscowej rady gminnej Rainhard W. nadal pełni swój mandat, mimo że umarł dwa miesiące temu.

Koledzy z Ruchu Autonomii Śląska śmierć W. uznali za niewystarczający powód do ustąpienia z rady i wiele wskazuje na to, że nadal wiążą z osobą zmarłego określone plany polityczne. W związku z tym kilkanaście dni temu, gdy opozycja podczas nadzwyczajnej sesji próbowała wygasić mandat W., jednomyślnie odrzucili uchwałę w tej sprawie. Są przekonani, że gdyby ich kolega żył, z pewnością poparłby ich stanowisko, zwłaszcza że utrata przez niego mandatu otworzyłaby przeciwnikom politycznym RAŚ drogę do przeprowadzenia wyborów uzupełniających, w wyniku których RAŚ mógłby utracić większość.

Opozycja jest zachowaniem radnych RAŚ mocno poirytowana. „To żenujące, mamy sześciu radnych, oni siedmiu i się wystraszyli. Ale taka zabawa w politykę, gdy pozostawia się na siłę w radzie nieżyjącego kolegę, to jest żałosne” – skarży się dziennikowi „Polska” jeden z opozycyjnych radnych. Z tą skrajną opinią trudno się jednak zgodzić radnym RAŚ, bo przecież radnego W. nikt siłą do bycia radnym po śmierci nie zmuszał. Z drugiej strony fakt, że opozycja chce na siłę i wbrew demokratycznej większości usunąć W. z grona radnych, wykorzystując do tego fakt, że nie żyje, budzi wśród członków RAŚ uzasadniony niepokój. Ich zdaniem przyszedł czas, by skończyć ze stereotypem, że zmarły radny jest gorszy od żywego, zwłaszcza że są dowody, że to żywi częściej bywają skłonni do zachowań niezgodnych z prawem, przez co stanowią realne zagrożenie dla demokracji.

Polityka 13.2010 (2749) z dnia 27.03.2010; Fusy plusy i minusy; s. 102
Reklama