Obama ledwie zdążył z tym porozumieniem, które wyznacza cały ciąg ważnych wydarzeń w światowej dyplomacji: w kolejnym tygodniu, 12 i 13 kwietnia, w Waszyngtonie aż 44 kraje debatować będą nad sztandarowym pomysłem amerykańskiego prezydenta – rozbrojeniem nuklearnym na świecie. Potem – w maju w Nowym Jorku – odbędzie się wielka międzynarodowa konferencja, która przedłuży traktat o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej. Cała ta droga – najeżona przeszkodami, jak choćby nuklearne ambicje Iranu, postawa Korei Północnej i rosnąca liczba krajów, które jednak broń nuklearną pozyskują – ma prowadzić do bezpieczniejszego świata dla wszystkich.
Nie przypadkiem w ubiegłą sobotę sekretarz generalny NATO Anders Fogh Rasmussen wezwał sojuszników, by do projektu budowy tarczy antyrakietowej włączyli Rosję. Rasmussen wie, że żąda wiele: „Sugeruję radykalną zmianę sposobu, w jakim myślimy o bezpieczeństwie europejskim i o Rosji” – powiedział. Polskie parafialne kłótnie nie tyle o to, kto ma się udać na konferencję w Waszyngtonie, lecz jak się w ogóle ustawić do całego procesu rozbrojenia, niepokoją amatorszczyzną. Ważny doradca prezydenta Witold Waszczykowski wyraził zaniepokojenie, czy premier Tusk nie podejmie w Waszyngtonie zobowiązań rozbrojeniowych.